wtorek, 2 listopada 2010

BYĆ KOBIETĄ, CZYLI NIEJEDNA Z JEDNĄ

Ze zdjęciami, jakie za chwilę będziecie mogli zobaczyć, zupełnie znienacka zetknęłam się na festiwalu teatrów lalek. Związek żaden nie zachodzi - po prostu organizatorzy festiwalu postanowili zabrać głos w dyskusji o... To jest właśnie dobre pytanie: o czym? O profilaktyce raka, o zdrowiu, o macierzyństwie czy może o kobiecości?

Na tylu i jeszcze więcej płaszczyznach można rozpatrywać ten problem. Każda z tych płaszczyzn w jakiś sposób godzi w człowieka, dotyka go z różnorakiej strony. A jednak, kiedy już przyjdzie uporać się z chorobą, "oswoić" ją i nauczyć się z nią żyć, zostaje kwestia trudniejsza do przyjęcia dla kobiety niż sama choroba.

Nie ukrywajmy - dla wielu mężczyzn to nieodzowny atrybut kobiecości. Dla kobiet to coś, co stanowi o ich płci. Te dwa punkty widzenia zazębiają się, sprawiając, że w razie choroby dramat przenosi się w sferę psychiki. Prosta operacja wywołuje fundamentalne pytanie: czy dalej będę (się czuła) kobietą?

To, co za chwilę zobaczycie, to kolejny głos w dyskusji o kobiecości i jej miejscu, jej roli, wygłaszany z pozycji życiowego dramatu, z którym każda z nich, niejedna z jedną, na pewnym etapie życia musiała sobie poradzić.







S.D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz